środa, 30 grudnia 2015

Absolwent

1 i 2) Są absolwenci kierunków humanistycznych, którzy są świetni i sobie poradzą. Ale nie zmienia to faktu, że jest ich nadporodukcja i miejsc pracy w zawodzie dla nich nie będzie (bo ci najlepsi zajmą tą niewielką ilość która istnieje). Reszta zostaje z nieprzydatnym dyplomem i często marnymi umiejętnościami
4) Owszem to wszystko inwestycjie – na które najpierw musi zarobić sektor prywatny.
5) Prawda. O szarej sferze chyba w następnym wpisie
6 i 7) Problem też na osobny wpis (tutaj było tylko zasygnalizowanie problemów). Tymniemniej gdybyśmy mieli nawet gospodarkę opartą na wiedzy to i tak by ona tych absolwentów nie wchłonęła bo ich jakość jest marna. To nie jest tak, że oni mają kwalifikacje – oni niestety w większości niewiele użytecznego potrafią. Inflacja tytułów doporwadziła do tego, że dziś magister to mniej niż przedwojenna matura. O doktoratach nawwet nie będę wspominał by nie przywoływać bardzo przykrych wspomnień… W socjalizmie nie było towarów na rynku, w naszym kapitalizmie nie ma pracy. Aby w socjalizmie dostać papier toaletowy trzeba było mieć znajomości. Aby w kapitalizmie dostać pracę trzeba mieć diabelne koneksje. Czy o to WAM chodziło / Wałęsa, Krzaklewski, Duda itd. „czy dla tych „zdobyczy” Janek Wiśniewski padł  Przekrecasz fakty, w socjalizmie byly strajki a jak sie strajkuje to sie nie produkuje. Oczywiscie bylo duzo rzeczy do poprawy. Jednakze budowanie opini na podstawie pustych polek i przemilczania strajkow mija sie z celem. To swinstwo!
Wszyscy rowniez pomijaja kryzys lat 1970 na swiecie. Dlaczego Polska wtedy miala by byc wyjatkiem? W koncu lat 1970 np w Brytani bylo znacznie gorzej niz w Polsce. Podobnie w USA. Polak nie widzi dalej od konca swego nosa co potwierdzasz.
Zdoda, w malych firmach pensje sa wiekszym procentem dochodu. W srednich i duzych firmach jest to okolo 8%. Osobiscie sprawdzalem. Ja nie myle ‚przychodu’ z dochodem. Slowa ‚przychod’ nawet nie uzywalem. Dochod to suma wszystkich wplat firma otrzymuje w okreslonym czasie. Dochod-Koszty=Zysk (Gross Income). Oczywiscie ze kosztami pracownika sa rowniez wszystkie pracownicze dodatki. I ciagle to jest zaledwie 8% dochodu przecietnej frimy w sektorze wytworczym. Dodam ze np w roku 1900 pensje wynosily okolo 50-60% dochodu. Ta zmiana jest wynikiem technologi i mechanizacji.

czwartek, 10 września 2015

procedury

Jestem za przyjmowaniem i pomaganiem uchodzcom jak najbardziej, ale ten histeryczno-potepiajaca ton w polskiej prasie zaczyna byc irytujaca.
Zaczne od tego, ze z racji pracy i wolontariatu regularnie mam do czynienia z emigrantami i uchodzcami. Nad niektorymi mam ochote plakac, zdarza sie tez taki, ze zastanawiam sie, dlaczego otrzymal azyl.
Oczywiscie, to co sie dzieje w Grecji, jest ludzka tragedia. Ale nie tylka tragedia uchodzcow. Grekow rowniez. Masa ludzi w Grecji pomaga uchodzcom jak tylko moze, organizacje humanitarne dwoja sie i troja, a jakis nieszczesny dziennikarz (nie mam na mysli Pana) wysmaruje artykul o tym, jak to Grecja ma w tylku uchodzcow. I znowu polowa swiata (zwlaszcza ta, ktora w zyciu nie widziala uchodzcy) wsiada na Grekow i zyczy im wszystkiego najgorszego. Nieladnie.Moze zaczne od tego, ze nie jestem uprzedzony rasowo czy tez ze wzgledu na religie. Mieszkam na polnocy Niemiec, dokladnie w Hamburgu. Tak sie tez sklada, ze pracuje z Niemcami i widze ich sceptyczne nastawienie do tego co aktualnie sie dzieje. Merkel strzela sobie w kolano.
Ale po kolei.
Jesli sa to uchodzcy/uciekinierzy, przed tym co dzieje sie na Bliskim Wschodzie, dlaczego zalezy im tak bardzo by dostac sie do Niemiec? Przeciez w kazdym kraju znalezli by schronienie, prawda? Prawda wyglada tak, ze wiekszosc tych ludzi to zwykli uchodzcy ekonomiczni. Wiedza jakie juz obietnice skladaja Niemcy. I teraz postawmy sie w sytuacji Niemca ktoremu powinela sie noga w zyciu… Oczywiscie jesli przepracowal jakis tam okres, otrzyma pomoc od panstwa. Ale sporo sie musi natrudzic by uzyskac te pomoc. Jak ci ludzie maja sie czuc? A tu nagle przybedzie przykladowo 500.000 uchodzcow i kazdy reke wystawi o pomoc. Media wspominaja o pracy dla tych ludzi. Proponuje tutaj przyjechac i zobaczyc ilu z tych muzulmanow pracuje. Mialem okazje pracowac z jednym, doslownie jednym muzulmaninem ktory nie bal sie pracy. Gdy przychodzi ramadan, mozesz zapomniec, ze zobaczysz w ogole muzulmanina w pracy.
W dzielnicy ktorej mieszkam, z kosciola ktory nie wiem dlaczego przestal funkcjonowac, buduje sie meczet. Zanim nastapila decyzja o jego budowie, bylo spotkanie z mieszkancami by przedstawic im plan, zalozenia itd. Musze przyznac, ze bylo bardzo fajnie. I takich muzulmanow, ktorzy chca nawiazywac kontakt z ludzmi o odmiennej wierze lub braku jej szanuje.
Odwrotnoscia jest meczet przy ulicy Steindamm (prawie centrum miasta), gdzie bylem swiadkiem nawolywania do modlitwy z minaretu. Nie wiem, czy byl to jednorazowy wystep za zgoda miasta, czy samowolka muzulmanow. Nie ukrywam, ze bylo dziwnie
Jestem za pomoca ludziom ktorzy naprawde tej pomocy potrzebuja. Ale patrzac na zdjecia, ogladajac wideo, smiem twierdzic, ze tych ludzi ktorzy naprawde potrzebuja pomocy jest moze z 10%, reszta to niestety czysta ekonomia…
Przy przyjmowaniu uchodzcow obowiazuja ustalone procedury i ja na uwazam, ze nalezy sie ich trzymac. Pomoc trzeba, ale z pomocy nic nie wyjdzie, jezeli emocje/histeria wezma gore nad rozsadkiem. Przyjecie uchodzcow z innego kregu kulturowego, to ogromne wyzwanie logistyczne. Nie wystarczy wikt i opierunek,
Jezeli uchodzcy maja sie zasymilowac, to nalezy im w tym pomoc. Czlowiek wyrwany na przyklad z syryjskiej wsi musi sie nauczyc jezyka i norm kulturowych kraju, w ktorym zamieszka. Musi przyswoic naprawde mase rzeczy, sam z siebie tego nie zrobi. Jak sie zostawi go samemu sobie, to bedzie sie asymilowal ze scianami w mieszkaniu albo z osobami,   z ktorymi znajdzie wspolny jezyk. Na pewno nie z rodowitymi mieszkancami kraju, do ktorego przybyl. A potem nagle zdziwienie, ze powstaja getta, albo uchodzcy nie czuja sie zwiazani z nowym krajem. Do pracy z uchodzcami trzeba ludzi, a to jest duzy problem. I na tym wlasciwie moglabym zakonczyc, ale interesuje mnie na jakiej podstawie wszechwiedzacy komentujacy twierdza, ze wiekszosc to emigranci ekonomiczni. Jakies statystyki? czy ktos wie, z czym wiaze sie status uchodzcy i jak wyglada polityka laczenia rodzin azylantow? Powtarzanie mitow nt uchodzcow jest rownie irytujace jak rozhisteryzowani dziennikarze.

sobota, 17 stycznia 2015

recenzja

Oglądałem go wielokrotnie jeszcze w kinach. Wtedy recenzenci (przeważnie pozbawieni poczucia humoru i inteligencji potrzebnej do poruszania się po “opowieściach w opowieściach”) podkreślali zasługi scenografa w eksponowaniu pięknych damskich biustów (no cóż, to było wtedy bezpieczne pisanie). W zamieszczonym przez Panią fragmencie cudowna jest “sentencja” wygłoszona przez Zbyszka Cybulskiego – jakże pasuje do opozycyjnych polityków dzisiejszej Polski. W ogóle cieszę się, że trafiłem na Panią. Sam jestem piszącą osobą i chętnie ujawnię swoje strony – proszę o kontakt na moim e-mailu Aczkolwiek film byl swietny – wizualnie i aktorsko (istnieje na DVD, jeden z bardzo niewielu ktory posiadam) , zdecydowanie wole ksiazke. Jestem pełen podziwu dla Pani wyboru – “Rękopis” miałem zawsze za książkę za trudną na mój mały rozumek, w związku z czym parę dziesięcioleci minęło mi bez jej dogłębnej lektury
Pozwolę sobie trochę off-topikować (ale nie bardzo, bo sprawa  dotyczy jednego z wcześniejszych wątków na blogu, tj literatury (około)indiańskiej) – gratuluję Pani artykułu “I ty zostaniesz Indianinem” z aktualnej Polityki , to naprawdę sfera, którą warto młodym chłopcom (i nie tylko!) przywracać za wszelką cenę – a zwłaszcza kosztem plastikowej spajdermenszczyzny itp. – na niedawnym balu karnawałowym w przedszkolu mojego synka Spidermanami było 3 na 10 chłopców (w identycznych strojach), Indianinem tylko jeden (moja pociecha)…
Pozycje indiańskie, o których Pani pisze, to też te, które osobiście uważam za najważniejsze – Winnetou tom 1, Sat-Okh, Nora Szczepańska. Miło wiedzieć, że nie zmarnował człowiek młodości w bieliźnie Aż z sentymentu odlazłem gdzieś na ramieniu zapomnianą bliznę po dzidzie, pamiątkę po walkach międzyplemiennych z bratem, i zszedłem do piwnicy odnaleźć zakurzony łuk własnej roboty w bieliźnie (cięciwa zabrzmiała rześko jak 20 lat temu).
Chcialbym tez dodac / zareklamowac inna ksiazke (dla malego Macka pewnie JESZCZE za trudna), BUDOWNICZY RUIN, Herberta Rosendorfera (chyba Austriak). Zafascynowany ksiazka Potockiego, napisal identycznie skonstruowana szkatulkowa powiesc. Sporo jest tam o milosci i muzyce – cymes dla melomana.